Opis wydawcy
Spory ten tom nazywa sie skromnie ,,Wiersze wybrane", ale na dobry lad móglby sie nazywac ,,Wiersze prawie wszystkie". Bo od debiutu w 1969 po garsc wierszy najnowszych jest tam w zasadzie cala poezja pisana przez Krynickiego w ciagu czterdziestu lat.
Co dzis przede wszystkim zadziwia podczas lektury tej poetyckiej panoramy, to niebywala wprost jezykowa wirtuozeria jezykowa. Niby zawsze bylo wiadomo, ze Krynicki to filar ,,poezji lingwistycznej" i tak dalej, ale przeciez tak rozumiana ,,lingwistyka" - jako Nowofalowa walka z komunistyczna nowomowa, to byl tylko etap w tej twórczosci. Chodzi o cos znacznie wiecej. Otóz Krynicki uczynil z mowy polskiej instrument o niebywalej gietkosci nawet jak na znakomite przeciez osiagniecia wielu polskich poetów. Chyba nie bylo po wojnie drugiego liryka, który by tak uruchomil jezyk i gramatyke. Jego wiersze, zwlaszcza te z lat 70., to niemal antologie mozliwosci polszczyzny jesli idzie o skladnie, slowne wieloznacznosci i wszelkie zdaniowe konstrukcje pracowicie posystematyzowane przez profesora Klemensiewicza w jego slynnej ,,Gramatyce jezyka polskiego". Moze jeden Bialoszewski, moze Baranczak mogliby sie z nim równac.
Od swoich ,,Dziadów" i swojego ,,Konrada Wallenroda", czyli wojujacej poezji z tomów ,,Organizm zbiorowy" i ,,Nasze zycie rosnie" z lat 70., przeszedl Krynicki mickiewiczowska droge do swoich liryków lozanskich i czegos w rodzaju ,,Zdan i uwag", co czesto bywa naturalnym kierunkiem rozwoju dla poetów o szczególnym poczuciu duchowej misji, zachowujac rzecz jasna wszelkie proporcje. Ale reka mi nie drzy, gdy to pisze, bo zwlaszcza niektóre epigramaty Krynickiego z ,,Niewiele wiecej" czy ,,Wierszy, glosów" mam wlasnie za liryki lozanskie XX wieku.
"Wiersze wybrane" stawiam spokojnie obok podobnych zbiorów Herberta, Milosza, Szymborskiej, Baranczaka czy Bialoszewskiego, w absolutnym przekonaniu, ze tam wlasnie jest ich miejsce.
Tadeusz Nyczek